Rzym to ciekawe miasto. Wybraliśmy się tam, jak zawsze zaledwie na kilka dni, a jednak zdołaliśmy nie tylko zobaczyć większość sztandarowych zabytków stolicy Włoch, ale i poczynić kilka obserwacji o charakterze cywilizacyjno-społecznym. Nie będę się o samym mieście rozpisywał, bo w Rzymie każdy już był, albo być powinien. Poniżej przedstawiam za to kilka luźnych spostrzeżeń/przemyśleń związanych z wyprawą:
- Prawie nie uświadczymy w Rzymie samochodów typu combi.
- Na światłach z przodu zawsze ustawia się pełno skuterów, które startują „z kopyta”
- Lody włoskie są jak pierogi „ruskie”. Bo w Rzymie to lody nakładają packą i najmniejszy jest większy niż największy w Polsce.
- Pizza jest na czymś w rodzaju macy a nie na cieście drożdżowym.
- Plac św. Piotra jest mniejszy niż w telewizorze.
- Za drugim razem na kopułę Bazyliki Św. Piotra wchodzi się łatwiej.
- Koloseum jest trochę jak Camp Nou. Bardziej monumentalne niż w telewizorze.
- Starożytny Rzym to cegła a nie marmur. Niewielka cegła płaska jak dachówka.
- Muzea Watykańskie mają łącznie 7 km tras. Nie wierzę, że da się je całe zejść za jednym razem ina koniec się uśmiechać.
- Koniecznie muszę zagrać w Assassin’s Creed Brotherhood, bo dzieje się częściowo w renesansowym Rzymie. Ciekawy mnie czy Ezio też się tak zmęczy przemierzając Wieczne Miasto.
- Obejście Watykanu zajmuje mniej niż godzinę.
- W Villa Borghese po raz pierwszy w życiu widziałem stado żółwi.
- Włochy, a przynajmniej Rzym sprawiają wrażenie miasta mocno zmilitaryzowanego. Jest kilka rodzajów policji, wygląda na to ze wszystkie zajmują się tym samym, a najbardziej przeganianiem z miejsca na miejsce hinduskich (pakistańskich) sprzedawców tandety.
- W tym roku na ulicach miast turystycznych sprzedaje się bloby, które po walnięciu o podłoże rozpłaszczają się a potem wracają do swoich obłych kształtów. W zeszłym roku (W Barcelonie) sprzedawano świecące helikopterki wystrzeliwane z procy.
- Dobra lokalizacja noclegu to klucz do dobrego zwiedzania.
- Śniadanie „na słodko” [croissant, dżemik, jogurcik i chleb tostowy] przestaje smakować po trzech dniach. Organizm domaga się jajek, wędliny i sera.
- Przejazd nad morze, do Ostii kosztuje 1 euro i odbywa się w ramach metropolitalnej sieci komunikacyjnej. Niesamowite.
- Pełen obiad można zjeść za 8-10 euro. Pizza/Pasta + sałatka + napój + deser. Może nie jest to najlepszy posiłek jaki spożywałem w Rzymie, ale spróbujcie skompletować podobny posiłek w podobnej cenie np. w Warszawie (oczywiście mówię o knajpce gdzie jest kelner, a nie jakiejś samoobsługowej jadłodajni)
- Wizzair jest lepszy niż Ryanair. Choć się spóźnił to ma więcej miejsca dla długich ludzi i porcje żywności, którą możemy kupić na pokładzie (albo musimy, bo samolot ma opóźnienie i organizm się domaga) są normalnej pojemności i gramatury. W Ryanie kupując puszkę coli dostajemy dziwną puszkę 0,2 l. Kupując snickersa dostajemy małego bobka. U Węgrów było „na bogato” vel. normalnie.
Słowem podsumowania:
- Po powrocie do polski czuć różnicę cywilizacyjną i powrót jest aktem bolesnym.
Parę zdjęć jest już na Flickrze
- Prawie nie uświadczymy w Rzymie samochodów typu combi.
- Na światłach z przodu zawsze ustawia się pełno skuterów, które startują „z kopyta”
- Lody włoskie są jak pierogi „ruskie”. Bo w Rzymie to lody nakładają packą i najmniejszy jest większy niż największy w Polsce.
- Pizza jest na czymś w rodzaju macy a nie na cieście drożdżowym.
- Plac św. Piotra jest mniejszy niż w telewizorze.
- Za drugim razem na kopułę Bazyliki Św. Piotra wchodzi się łatwiej.
- Koloseum jest trochę jak Camp Nou. Bardziej monumentalne niż w telewizorze.
- Starożytny Rzym to cegła a nie marmur. Niewielka cegła płaska jak dachówka.
- Muzea Watykańskie mają łącznie 7 km tras. Nie wierzę, że da się je całe zejść za jednym razem ina koniec się uśmiechać.
- Koniecznie muszę zagrać w Assassin’s Creed Brotherhood, bo dzieje się częściowo w renesansowym Rzymie. Ciekawy mnie czy Ezio też się tak zmęczy przemierzając Wieczne Miasto.
- Obejście Watykanu zajmuje mniej niż godzinę.
- W Villa Borghese po raz pierwszy w życiu widziałem stado żółwi.
- Włochy, a przynajmniej Rzym sprawiają wrażenie miasta mocno zmilitaryzowanego. Jest kilka rodzajów policji, wygląda na to ze wszystkie zajmują się tym samym, a najbardziej przeganianiem z miejsca na miejsce hinduskich (pakistańskich) sprzedawców tandety.
- W tym roku na ulicach miast turystycznych sprzedaje się bloby, które po walnięciu o podłoże rozpłaszczają się a potem wracają do swoich obłych kształtów. W zeszłym roku (W Barcelonie) sprzedawano świecące helikopterki wystrzeliwane z procy.
- Dobra lokalizacja noclegu to klucz do dobrego zwiedzania.
- Śniadanie „na słodko” [croissant, dżemik, jogurcik i chleb tostowy] przestaje smakować po trzech dniach. Organizm domaga się jajek, wędliny i sera.
- Przejazd nad morze, do Ostii kosztuje 1 euro i odbywa się w ramach metropolitalnej sieci komunikacyjnej. Niesamowite.
- Pełen obiad można zjeść za 8-10 euro. Pizza/Pasta + sałatka + napój + deser. Może nie jest to najlepszy posiłek jaki spożywałem w Rzymie, ale spróbujcie skompletować podobny posiłek w podobnej cenie np. w Warszawie (oczywiście mówię o knajpce gdzie jest kelner, a nie jakiejś samoobsługowej jadłodajni)
- Wizzair jest lepszy niż Ryanair. Choć się spóźnił to ma więcej miejsca dla długich ludzi i porcje żywności, którą możemy kupić na pokładzie (albo musimy, bo samolot ma opóźnienie i organizm się domaga) są normalnej pojemności i gramatury. W Ryanie kupując puszkę coli dostajemy dziwną puszkę 0,2 l. Kupując snickersa dostajemy małego bobka. U Węgrów było „na bogato” vel. normalnie.
Słowem podsumowania:
- Po powrocie do polski czuć różnicę cywilizacyjną i powrót jest aktem bolesnym.
we włoskiej pizzy, oprócz cienkiego ciasta, kocham jeszcze tą skromność dodatków, dzięki temu z przyjemnością spożywa się całą i ma się siłę zjeść deser (koniecznie lody :))
ps. plan emerytura we Włoszech wciąż aktualny 🙂