Zaległa recenzja książki Cormaca McCarthy’ego kotłuje mi się po głowie od dłuższego czasu. Jest to zdecydowanie książka, która po zakończeniu nie pozostawia człowieka obojętnym. Autorowi w niesamowity sposób udało się połączyć dwa sprzeczne ze sobą dwa światy. Z jednej strony poetycki obraz świata, z drugiej depresyjną wizję końca świata. Ciepłe rodzicielskie uczucia i zwierzęcy instynkty ludzkie. Wszystko zaś w bardzo harmonijny i naturalny sposób.
Jak pięknie i spokojnie można pisać o końcu świata, o beznadziejności wszystkiego co zrobimy? Można, jak widać w sposób prawie doskonały i udowodnił to moim zdaniem McCarthy w swojej powieści „Droga”. Sam McCarthy nie jest pisarzem SF, i stąd może właśnie bierze się niezwykłość jego sposobu pisania. Tak jak Stanisław Lem był filozofem piszącym książki fantastyczne, tak pan Cormac jest poetą piszącym ten sam gatunek. A pisać umie, co dowodzi choćby jego książka „To nie jest kraj dla starych ludzi” ( i jej genialna ekranizacja), która jest poetycką opowieścią o bezwzględny zabójcy. Jednym słowem ma on swój styl.
Sama fabuła „Drogi” to bardzo klaustrofobiczny opis podróży ojca i syna przez Stany Zjednoczonej w nieokreślonej, lecz zapewne nieodległej przyszłości. McCarthy nie daje nam jednak żadnego tła historycznego, żadnych informacji o tym co spowodowało katastrofę, kto za nią jest winny. Jak w klasycznej estetyce utworów drogi, ważny jest tylko człowiek, droga i jego wnętrze. Reszta się nie liczy. Gatunek, który narzucił sobie pisarz, ma jednak jeszcze to do siebie, że bohater/bohaterowie muszą spotykać ludzi. Najczęściej są to ludzie dobrzy i źli. McCarthy w zasadzie zrezygnował z pozytywnych bohaterów, podkreślając tym jeszcze bardziej pesymistyczny (ale zarazem i realistyczny!) obraz świata. W książce pojawiają się chyba tylko dwie bezsprzecznie pozytywne postacie, wobec całej gamy zdeprawowanych i mentalnie „zmutowanych” ludzi próbujących sobie radzić przy krańcu świata. Kluczowa jest także postać matki, która pojawia się jedynie w retrospekcjach, jednak doskonale charakteryzuje całą sytuację przedstawioną w książce – czy warto żyć w świecie, który nie ma przyszłości.
Język książki bardzo”nie pasuje” do znanej nam wszak medialnie sytuacji. Większość z nas widziała filmy typu „Pojutrze” czy ostatni „2012”. Czy wszystko co tam jest przedstawione nie wydaje się mocno odrealnione? McCarthy zrezygnował z fajerwerków, z pościgów, wulkanów, ucieczek, supertajnych broni i nagłego ocalenia. U niego na prawdę nie ma po co żyć, więc większość nie ludzi nie stara się snuć długofalowych planów ocalenia ludzkości. Czytając książkę wiemy, że w końcu i tak wszystko zakończy się w zdecydowanie niepomyślny sposób. Celem bohaterów nie jest więc „przetrwanie” ale „dotrwanie”. Takie oto dotrwanie zapewniają małe zwycięstwa w postaci znalezionej puszki brzoskwini czy dachu nad głową. Tamten świat nie zapewni już nikomu bezpieczeństwa. Nawet schron atomowy pełen jedzenia musi być tylko chwilowym przystankiem, bo zbyt przypomina o minionych czasach. A myślenie o dawnych czasach to nie jest dobry sposób na dotrwanie.
[screen z ekranizacji książki Droga Cormaca McCarthy’ego]
Książka „Droga” doczekała się ekranizacji, która niestety pomimo premiery na zachodzie nadal nie dotarła do naszego kraju. Z urywków widzę, że autorom filmu udało się doskonale oddać klimat książki, wiec czekam z niecierpliwością na polską premierę. Obejrzymy-ocenimy.
podsumowując „Droga” Cormaca McCarthy’ego to piękna poetycka książka o beznadziejności w beznadziejnym świecie. Depresyjna ale niesamowita – odkrywa rąbek tajemnicy świata. Zdecydowanie budzi emocje.
Polecam, czyta się jednym tchem i zostaje w głowie na długi czas.