[1951]
Niewątpliwa klasyka gatunku science-fiction po raz kolejny. Amerykański film The Day the Earth stood still choć ma już ponad pół wieku, nadal zachowuje swoją uniwersalną wartość. Zarówno przesłanie, jak i sposób zrealizowania filmu po tylu latach odebrałem jako świeże i interesujące. Bez gumowych potworów, bez idiotycznych strojów i dziwnych pomysłów scenarzystów.
Film opowiada o kosmicie, który przybył na Ziemię by pouczyć jej mieszkańców o zagrożeniach jakie niosą ze sobą broń nuklearna i rakiety. Trzeba pamiętać że film powstał w roku 1951 więc jeszcze przed erą kosmiczną więc tym bardziej aktualny był wskazując problemy jakie nadejść mogą w ciągu najbliższych kilku lat. Ów kosmita Klaatu wylądował w Waszyngtonie i zażądał spotkania z przywódcami świata. Wraz z nim przybył potężny robot posiadający nieograniczoną moc niszczenia. Klaatu zostaje jednak przy pierwszym spotkaniu postrzelony i umieszczony w szpitalu z którego udaj mu sie uciec. Zapomniałem dodać że jest on wyglądu ziemskiego więc nie rzuca się w oczy kiedy zamieszkuje w pewnym pensjonacie. Tam poznaje małego chłopca i jego matkę z którymi się zaprzyjaźnia. Pomocy w wykonaniu swojej misji postanawia z kolei szukać u pewnego profesora i międzynarodowego środowiska naukowego, gdyż spotkanie z przywódcami okazuje się niemożliwe w podzielonym zimną wojną świecie. A potem akcja się rozwija…
Tak z grubsza (a nawet dość dokładnie) wygląda fabuła. Teraz należy pochwalić realizację filmu i mądrość reżysera, który nie zrobił z tego obrazu kolejnego tandetnego filmu o ufo, jakich pełno w tamtym okresie… Na pewno nie ma tu kiczowatych rozwiązań, widać w tym wszystkim cel, którego nie rozpraszają rekwizyty i fajerwerki. Ascetycznie, ale z przesłaniem. Kostium robota dzisiejszemu widzowi mógłby wydać sie śmieszny, lecz to było 50 lat temu i o tym trzeba pamiętać, że wówczas w Polsce radio było luksusem… Także w tej sferze nie można nic mu zarzucić.
Gra aktorska sugestywna, dość realistyczna, może trochę dzisiejszego widza rażą charakterystyczne zagrania i chwyty dla tamtej epoki, typu dramatyczny krzyk kobiety. Może to być jednak także jego urok. Klaatu grany przez Michaela Rennie pasuje do roli kosmity, ma w sobie coś obcego – wysoki, chudy, o dziwnym spojrzeniu. Mi osobiście podobała się też drugoplanowa rola prof. Barnhardta – Sama Jaffe. Doskonale pasował na szalonego naukowca, miał w sobie jeszcze coś z tych aktorów z niemego kina.
Trochę zaskoczyła mnie wymowa tego filmu, którą mógłbym określić jako pacyfistyczno-antyrządową. Klaatu wyraźnie potępia wojnę, zaś wojskowi robią z siebie głupków i strzelają zanim pomyślą. Jest w tym też zawoalowana krytyka polityki prowadzonej prze USA i inne rządy, które nie umieją tylko się kłócić. I jakimś trafem nawet nie została zbytnio podkreślona żadna antysowiecka propaganda. Poza tym trwała wojna w Korei, a tu taka dywersja antywojenna z Hollywood. Jednocześnie okres ten to epoka Mccartyzmu, kiedy za wszystko mogli człowieka o posądzić o bycie komunistą. Odważnie ze strony autorów. Że też pościła to cenzura i nie zdusiła w zarodku autocenzura….
Podsumowując muszę złożyć hołd temu filmowi za to że jest tak długowieczny i nadal fajnie się go ogląda. Coś mi się w oczy ostatnio rzuciło, że przygotowywany jest, o zgrozo, remake tego filmu na ten rok. Jakoś wolałbym żeby nie zszargali dobrego imienia The day the Earth stood still jakimiś płytkimi popłuczynami.
POLECAM
Widziałam ten film, choć nie pamiętałam tytułu. Dobry.